Dzisiaj udało mi się nawet bez trudu wyciągnąć męża z łóżka
(oj zapewniam, że czasem jest to bardzo żmudne i ryzykowne wręcz zadanie).
Pogoda piękna, słoneczna więc "mówię" wstawaj śpochuuuuuuu!!!!!! Uff - udało się.
Poszliśmy rano na krótki spacerek nad jeziorko, ja troszkę popływałam
i potem do sklepiku po świeżutkie bułeczki i pomidorki.
Przygotowaliśmy wspólne pyszne śniadanko: tradycyjnie ja zrobiłam sałatkę z pomidorków, tata ugotował jajeczka na miękko a Aga zrobiła koktajl mleczny bananowo-truskawkowyi pomogła Tinie nakryć do stołu.
A Kuba jako, że ma problemy z wczesnym wstawaniem (po tatusiu) jadł później
i sprzątał po śniadanku.
i sprzątał po śniadanku.
No i oczywiście śniadanko jak to latem w ogródku.
Po śniadanku pojechaliśmy na rowerach na wycieczkę do lasu i co?Wróciliśmy z łupem - tzn. przywieźliśmy sobie jagody - oczywiście, że nazbieraliśmy je sami.
Przywieźliśmy w sumie około 4 litrów, tak więc wzbogaciliśmy się na leśnym runie o jakieś 40 zł.
No a skoro już rodzinka nazbierała tych jagódek to należy im się nagroda, prawda?
To proszę do kawki torcik bezowy ze śmietaną i jagodami. (spód kupiony w pobliskiej cukierni)
i jeszcze francuskie zapiekane z jagodami
- wiem wygląda bardziej jak krwisty befsztyk (chyba tak się to pisze)
- nie mniej było przepyszne. (ciasto gotowe - z marketu niestety, ale o ile szybciej i wygodniej)
- wiem wygląda bardziej jak krwisty befsztyk (chyba tak się to pisze)
- nie mniej było przepyszne. (ciasto gotowe - z marketu niestety, ale o ile szybciej i wygodniej)
Wieczorem - starczyło jeszcze na koktajl jagodowy.
I kilka słoiczków dżemu jagodowego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz